Mazury w obiektywie firmy Tokina – tak właściwie można by nazwać tę wycieczkę. Ile już razy zdarzało mi się być na Mazurach, a nigdy nie mogłam wczuć się w ich prawdziwe piękno. Zawsze trafiałam na słabą pogodę i jedyną rzeczą, która zostawała mi w pamięci po każdej podróży, były hordy żarłocznych komarów. Nic więcej…
Tym razem było inaczej. Było słonecznie, ciepło i bardzo pięknie. Fotowarsztaty uczyniły istny cud i w końcu ujrzałam piękno Mazur w całej okazałości. Zobaczyłam wiele niezwykłych miejsc, o których wcześniej nie miałam pojęcia, chociaż nawet przejeżdżałam gdzieś prawie obok nich.
Główną atrakcją całego wydarzenia stała się dla mnie możliwość testowania obiektywów firmy Tokina. Nigdy wcześniej nie mialam z tą firmą nic do czynienia, a więc byłam bardzo ciekawa: co te obiektywy potrafią?
Potrafią przede wszystkim dopasować się do różnych systemów fotograficznych i to już jest dobrze. Ja akurat miałam Nikona i bez problemu mogłam go połączyć z Tokiną. Jako pierwszy wybieram szerokokątny Tokina AT-X 11-16 PRO DX II.
Spóźniam się niestety na ten zachód. Łapię więc ostatnie pobłyski słońca nad jeziorem Bełdany. Kolory wychodzą delikatne i kremowe. No ale słońce chowa się coraz głębiej, niewiele mogę już zrobić.
Od rana mam nieco inny mood, dostaję więc obiektyw macro – a konkretnie Tokina AT-X M100 PRO D MACRO. Obiektyw ten w połączeniu z moim aparatem działa tylko w trybie manualnego fokusa. Na początku jestem tym lekko przerażona, ale już po chwili zaczyna mi się to podobać i bawię się tym szkłem na różne sposoby.
Nagle podnoszę się z hamaka, bo już wiem, że muszę wypróbować ten obiektyw w jego prawdziwym żywiole – czyli w świecie delikatnym i niewidocznym dla zwykłego oka – w świecie drobniutkich roślinek, kropelek rosy i całej reszty niezwykłych drobiazgów, tak cholernie ważnych dla fanów macro. Więc idę i szukam czegoś takiego. No i znajduję:
Bardzo mi się podoba efekt, który można tym obiektywem osiągnąć. Tło jest bardzo ważnym elementem w tej zabawie. Musi być wystarczająco oddalone oraz wyraziste kolorystycznie. Mam wrażenie, że kolory, które powstają, są namalowane farbą.
Zbliża się popołudnie, niedługo ruszamy do Wojnowa, by zwiedzać cerkiew prawosławną, a potem klasztor staroobrzędowców. Olśniewa mnie, iż teraz muszę mieć obiektyw z zoomem. No i mam – Tokina AT-X PRO 17-35mm.
Jestem zachwycona tym, jak radzi sobie z ekspozycją i kontrastem. W nawet tak piekielnie słoneczny i upalny dzień, kolory nie są „przejarane”. Niebo na zdjęciach wychodzi…. no w końcu niebieskie, a nie w postaci białej przepalonej plamy.
Klasztor jest obecnie własnością osoby prywatnej i zupełnie bezinteresownie udostępniony jest do zwiedzania.
Nie rozstaję się z tym obiektywem już do końca wyjazdu. Następnego dnia sprawdza się podczas fotografowania zawodów konnych w stadninie w Gałkowie. Bez problemu radzę sobie z zamrożeniem ruchu na zdjęciach. Z techniką panoramowania jest trochę gorzej, bo, szczerze mówiąc, nie jestem w stanie tej techniki opanować, niezależnie od sprzętu, którym fotografuję….Myślę, że gdybym mogła codziennie ćwiczyć na tych pięknych koniach i nie mniej pięknych zawodniczkach, to w końcu byłby jakiś postęp :))
Chwilę później, siedząc w łodzi i podziwiając uroczą rzekę Krutynię, zdążyłam zrobić kilka zdjęć obiektywem tele – Tokina AT-X PRO 70-200mm. Jest bardzo ostry oraz posiada VCM (Vibration Correction Module) dzięki czemu nawet z ręki robione zdjęcia nie wychodzą rozmazane:
Wracamy do Wioski Rowerowej i to już jest koniec wyjazdu. Oddaję sprzęt, do którego zdążyłam się przyzwyczaić :)) Powiem, że odkryłam dla siebie Mazury od takiej strony, że w końcu szczerze rzec mogę: lubię te cholerne Mazury! Są fajne. No i odkryłam nowy sprzęt fotograficzny, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.