Budapeszt w 5 dni

Przyznam się, że nie wiedziałam za dużo o Budapeszcie przed wyjazdem. Ogólne skojarzenie z Węgrami: papryka, gulasz, leczo, dziwny język – no i tyle. Musiałam więc zrobić niewielki “research”, po czym wypracowałam dość kompaktowy plan zwiedzania, który cały się zmieścił na kartce A4.

Po pięciu dniach w Budapeszcie stwierdziłam, że nigdy w życiu nie zdolałabym opanować języka węgierskiego. Nie jest on podobny do żadnego innego języka, brzmi bardzo dziwnie. Kiedy patrzysz na kolorowe, krzyczące plakaty i napisy, które jak tatuaże pokrywają szare kamiennice na ulicach Budapesztu, na te ich nietypowo długie słowa, to widzisz niezrozumiały zestaw literek, od którego kręci ci się w głowie. Mówię to jako osoba mająca pewne zdolności językowe… Ale to inny temat…

Już nic nie mówię o języku. Wracam do tematu – czyli do Budapesztu. Ponieważ podróż wypadła na okres Świąt, to miasto Budapeszt witało nas, jak również i innych turystów, gwarem i tłokiem bazarów i bazarków świątecznych. Od pierwszych sekund osnuwa cię zapach wędzonych kiełbasek, ryb, ciastek, przeróżnych potraw tradycyjnych, no i, oczywiście, zapach grzanego wina. Od razu czuło się ciepło i przytulnie wśród małych drewnianych domków w przemiłej atmosferze baśniowego jarmarku.

Wśród najczęściej sprzedawanych pamiątek występują: papryka w kolorowych woreczkach, palinka (tradycyjna węgierska wódka owocowa), ręcznie robiona biżuteria, torebki, drewniane zabawki i gry dla dzieci, przeróżne mydełka i pachnidełka, wiązanki z suchych płatków i kwiatów połączone z kawałkami mydła oraz lalki w tradycyjnych strojach węgierskich. Czasami napotykałam się też na samotnych sprzedawców w miejscach obleganych przez turystów. Sprzedawali czapki z futra lub obrusy ręcznie robione. Podziwiałam tych ludzi, co potrafili godzinami wystać na tym gryzącym mrozie, bo było naprawdę zimno! Ale za to było tyle słońca, ile w Warszawie nie widziałam przez całą jesień!

No a teraz więcej szczegołów!

Dzień 1

Budynek Parlamentu. Wychodzimy z metra przy samym Parlamencie. Mróz i słońce, cudowne świeże powietrze. Podziwiamy z każdej strony piękny i wysoki (96 metrów) budynek, który stoi nad samym Dunajem. Rzeka jest atrakcją samą w sobie – to przecież najdłuższa rzeka w Europie! Zaczyna swój bieg w południowych Niemczech, płynie przez 2,870 km mijając po drodze 4 stolice (w tym Budapeszt) i w końcu wpada do Morza Czarnego. Budynek Parlamentu najlepiej jest właśnie oglądać z jej przeciwległego brzegu. Niedługo tam będziemy.

DSC_2214

Memoriał „Buty nad Dunajem”. A na razie spacerujemy wzdłuż Promenady Naddunajskiej i dochodzimy do dość smutnego miejsca – memoriału ku pomięcie ofiar Holokaustu. Są to metalowe, pordzewiałe buty różnych fasonów i rozmiarów, które stoją nad samą krawędzią rzeki. To, co stało się z prawdziwymi właścicielami takich butów w roku 1945 jest wielką tragedią ludzką, o czym ten pomnik ma na celu nie dać zapomnieć. Krąży tu tłum turystów, wszyscy robią zdjęcia… Kontrast ludzi żywych i tych smutnych cieni i odgłosów przeszłości jest dosyć przerażający.

Most łańcuchowy oraz kolejka linowa na Wzgórze Zamkowe. Kilka kroków dalej i już zbliżamy się do Mostu Łańcuchowego – najbardziej uroczego w Budapeszcie. Spacerujemy przez most na inny brzeg Dunaju, do części miasta, która nazywa się Buda. Z tyłu pozostaje Pest. Nie trzeba już chyba tłumaczyć, iż nazwa Budapest składa się z dwóch słów – Buda i Pest. Aby dostać się na Wzgórze Zamkowe nie koniecznie musimy wspinać się po schodach. Uff! Tuż na końcu mostu jest przystanek kolejki linowej (Budavari Siclo) otoczony tłumem turystów. Po raz pierwszy wjechano tą kolejką na górę w 1870 roku!

Zanim ustawimy się po bilet warto wejść do pobliskiej kawiarni Clark Picnic Kafe i napić się kto czego woli. My akurat mieliśmy ochotę na gorącą herbatę. Miejsce jest bardzo przyjemne i idealnie pasuje dla krótkiej przerwy i ogrzania się. Wjazd na górę trwa chyba kilka dziesięć sekund, za to widoki są cudowne.

Zamek Buda. Na górze – zimno i pięknie. Na placu zamkowym dyżurują gwardziści. Obecnie zamkowe podwórze służy głównie jako miejsce do organizowania różnych festiwali – festiwal wina, festiwal piwa, festiwal czekolady, festiwal świętowania urodzaju i wiele innych festiwali. Na tyłach zamku można postrzelać z łuku lub kuszy. Bardzo fajna zabawa i to nawet dla dzieci. Córce bardzo się podobało.

Wewnątrz zamku mieści się Galeria Narodowa oraz Muzeum Historii Budapesztu. Mają tam dużo ciekawostek archeologicznych z różnych epok. Bardzo mi się spodobały niektóre ozdoby z miedzi i brązu oraz metalowe figurki o nie do końca jasnym przeznaczeniu.

Jesteśmy s powrotem po stronie Pesztu. W poszukiwaniu miejsca na obiad lądujemy w restauracji pod nazwą Murci. Byłam w wielu dziwnych miejscach, ale to chyba było najdziwniejsze jak do tych czas. Aranżacja wnętrza jest trochę …przerażająca. Nie tyle było to eklektyczne i oryginalnie, ile kiczowate. Ale kiczowate NA TYLE, że z pewnością można im to zaliczyć jako bardzo wielką oryginalność. Więc, jeżeli ktoś chciałby się tutaj wybrać, to powiem że głównym atutem tego miejsca jest jednak dziwny wystrój, który chyba ma na celu odciągnąć uwagę gości od tego, co mają na talerzu.

Dzień 2

Zaczynamy od Goszdu Udvar. Długa, miejscami kryta ulica, a raczej pasaż, mikstura pchlego targu i dzielnicy artystów, doprawiona rożnego rodzaju kawiarniami, restauracjami i barami. Nie jest to Portobello Market w Londynie ani artystyczny Montmartre w Paryżu… Warto jednak to miejsce odwiedzić. Możliwe, że każdy znajdzie tu dla siebie coś ciekawego. Dla nas najfajniejszym miejscem okazała się pracownia artystyczna dla dzieci Gipszkorszak. Dzieciak może tu sobie wybrać figurkę z gipsu i pięknie ją umalować akrylowymi farbami. To jest dobra pamiątka z wyjazdu – coś, co zrobiłeś własnymi rękoma. Córka akurat wybrała rybkę i umalowała ją we wszystkie możliwe kolory!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Wieczorem – występ zespołu folklorystycznego Hungaria Folk Ensemble w Duna Palota (Pałac Dunaj). Warto tam pójść, spróbować poczuć i postarać się zrozumieć, jaka ta węgierska kultura kiedyś była. Bo teraz za tymi Burgerkingami i McDonaldami już czasami ciężko jest ją dostrzec na ulicach Budapesztu. Neobarokowy budynek pałacyku nie rzuca się w oczy, można go z łatwością nie zauważyć spacerując po Zrínyi utca. Ale w środku jest dość ciekawy. Pierwszą jego rolą od razu po wybudowaniu w 1895 roku było kasyno, które wspierało młodych, utalentowanych artystów oraz zapraszało do występów najsłynniejszych gwiazd z Europy tamtych czasów.

Dzień 3

Jaskinia ”Pál-völgyi-Barlang”. Na ten poranek czekałam bardzo niecierpliwie! W okolicach Budapesztu jest kilka bardzo ciekawych zespołów jaskiń – zarówno łatwych do przejścia, jak i takich, w których się pełza z latarką na czole przez 2 godziny. Zdawało nam się że 6-letnia córka nie bardzo się jeszcze nadaje na wielkie „hardkory” jaskiniowe, więc wybraliśmy Pál-völgyi-Barlang – to jest tak naprawdę cały zespół jaskiń o długości 30 km, ale dla amatorów „jaskiniowania” jest opcja light – 500 metrów do przejścia w towarzystwie przewodnika oraz reszty zwiedzających. Głębokość, na którą maksymalnie schodzimy pod ziemie to tylko 30 metrów. Cała trasa jest oświetlona i nie wymaga pełzania. Łatwizna nawet dla dziecka! W kilku miejscach robi się bardzo wąsko i trzeba się wspinać po wąziutkich i bardzo stromych metalowych schodach. Robiąc to, oczywiście myślałam, że ktoś z poważną nadwagą na pewno tu utknie i powinno być jakieś ostrzeżenie przy wejściu…

Wzgórze Gellerta. Po wyjściu z podziemia najlepiej się udać gdzieś na jakąś ładną górę. Dla kontrastu! Dla tego pojechaliśmy na Wzgórze Gellerta, aby zachwycać się panoramą całego Budapesztu z wysokości 235 metrów. Na wzgórzu mieści się 19-wieczna austriacka Cytadela oraz Pomnik Wolności, poświęcony wszystkim walczącym o Węgry podczas 2 wojny światowej. Pierwotnie symbolizował on podziękowanie żołnierzom radzieckim za wyzwolenie Budapesztu z pod okupacji nazistowskiej. Można obejść dookoła całą Cytadelę i podziwiać cudne widoki.

Po dniu pełnym kontrastów wieczorem ruszamy na spacer po pięknie oświetlonym świątecznym Budapeszcie. Bazylika Świętego Stefana (Szent Istvan Bazilika) – monumentalna budowla w stylu neoklasycznym, którą zaczęto budować w roku 1851 a skończono dopiero w 1905! Nigdy nie byłam w stanie zachwycać się takiego rodzaju architekturą, ale wieczorem, na tle mroźno-niebieskiego grudniowego nieba, przy świetle księżyca wygląda jednak pięknie.

Dzień 4

Park miejski Városliget . Gorąco polecam każdemu, a szczególnie tym, kto podróżuje z dzieckiem. To jest jakiś bajkowy świat, pełny różnych niespodzianek. Nie da się ominąć tu zamku Vajdahunyad. Ten bardzo ciekawy budynek idealnie pasuje do kręcenia jakiegoś horroru, albo gotyckiej wersji bajki “Królewna Śnieżka”. Wewnątrz zamku mieści się największe w Europie muzeum rolnictwa. Tuż przy wejściu do muzeum stoi jeden z najbardziej dziwnych i przerażających pomników, które w życiu widziałam! Jest on znany pod imieniem Anonymous. Legenda turystyczna głosi że nie wiadomo kogo ten pomnik reprezentuje. Kaptur z bronzu całkowicie ukrywa twarz tajemniczego “bohatera”. Robi on naprawdę niepokojące wrażenie. Ale napis na pomniku mówi klarownie – Bele Regis Notarius (notariusz króla Beli).

Ten park ma wiele niespodzianek. Kolejna – to słynne na całą Europę termy Széchenyi Thermal Bath. Są to kąpieliska termalne, które mieszczą się w przepięknym a-la neobarokowym budynku, który powstał w 1913 roku. Największą atrakcją tego kompleksu są 3 baseny outdoorowe, gdzie temperatura wody przez cały rok to 27 – 38 °C. Kolejki turystów są tu o każdej porze roku. W grudniu również. Myślę, że warto zamawiać bilety wcześniej przez internet. Tak na pewno zrobię, jeżeli znów wybierzemy się do Budapesztu.

Czy mówiłam coś o Placu Bohaterów, Muzeum Sztuki, miejskim Zoo czy największym w Europie lodowisku pod otwartym niebem? To wszystko też jest częścią tego parku. Wycieczka na cały dzień, a atrakcje są na każdy gust, i, na pewno, na każdy wiek!

Dzień 5

Wielka Synagoga. Nazywana również Synagogą z ulicy Dohany. Jest największą synagogą w Europie. Budynek robi wrażenie. Nie widziałam nic podobnego ani na Krakowskim Kazimierzu, ani w Praskim Józefowie. Architekt budował ją wzorując na islamskich budowlach sakralnych z Afryki Północnej oraz Średniowiecznej Hiszpanii. Żeby dostać się do środka trzeba cierpliwie wystać w dwóch kolejkach. Najpierw – po bilet wejściowy, a potem – do pana ochroniarza, by nas oraz nasze torebki przeszukał. Obydwie kolejki są na zewnątrz, więc marzniemy póki stoimy.

Wewnątrz budynku jest bardzo rozkoszny i bogaty wystrój, przerażający przepychem. Od razu pomyślałam o podobieństwie wnętrza do cerkwi prawosławnych oraz niektórych kościołów. Potem zaś przeczytałam że design tej synagogi jest miksturą elementów z różnych stylów architektonicznych: mauretańskiego, bizantyjskiego, Gotyku oraz Romantyzmu. Dookoła synagogi powstał tak naprawdę cały kompleks, w który wchodzi Muzeum żydowskie, Park memorialny z Drzewem życia (metalowa wierzba płacząca z imionami ofiar Holokaustu) a nawet cmentarz.

Fisherman’s Bastion (Bastion Rybaka). Znów jesteśmy na innym brzegu Dunaja, w Dzielnice Zamkowej. Okolice trochę przypominają warszawską kolorową Starówkę. Po prawej stronie od zamka Buda czeka na nas kolejna niespodzianka architektoniczna Budapesztu – Bastion Rybaka oraz Kościół Św. Macieja.

Bastion Rybaka był budowany na przełomie XIX i XX stulecia. Jego 7 wierz reprezentują 7 plemion węgierskich, które osiedliły się w regionie w IX wieku naszej ery. Kolorowy dach kościoła i cudowne kształty Bastionu wywołują skojarzenia z hiszpańskim geniuszem architektury – Antonim Gaudim. Z tego miejsca otwiera się bardzo piękny widok na miasto. Ogólnie, miejsce jest niezwykle fotogeniczne i daje dużo możliwości dla robienia ciekawych i oryginalnych zdjęć.

Na zakończenie dnia oraz całej podróży – rejs po nocnym Dunaju. Świetna okazja dla wszystkich amatorów fotografii. Zdjęcia wychodzą cudowne. Pięknie oświetlony budynek Parlamentu w nocy jest jeszcze bardziej fotogeniczny niż w ciągu dnia.

Taki był mój Budapeszt w 5 dni. W lato pewnie byłaby ta podróż nie co łatwiejsza, ale za to w zimę bajkowa atmosfera świąt tworzy niepowtarzalny urok tego miasta.

3 myśli w temacie “Budapeszt w 5 dni

Dodaj komentarz